Dzisiaj od samego rana byłem troszkę osłabiony, tętno nie chciało mi zaszaleć i nogi po wczoraj troszku bolały, więc zdecydowałem się na wolniutką i spokojną jazdę. Planowałem zobić 50-60km, ale po drodze coś mnie skusiło na dłuższą trasę. Trasa: Świętoszyn - Milicz - Sulmierzyce - Krotoszyn - Zduny - Kobylin - Jutrosin - Szkaradowo - Milicz - Świętoszyn Słonce niby nie dawało tak mocno jak wczoraj, a jednak długi rękaw bluzy nie był dobrym rozwiązaniem. Upociłem się nieźle. wiało - momentami dość mocno, ale nie unieprzyjemniało mi to jazdy
Dwa okrążenia na trasie: Milicz - Wierzchowice - Krośnice - Pierstnica - Gęslica - Lasowice - Milicz. Wczesniejszy dojazd i powrót jako rozgrzewka i rozjazd. Sam się dziwię ostatnimi czasy swojemu organizmowi. Podczas rozgrzewki śr=28km/h, a podczas rozjazdu 30km/h ;) Pierwsze okrążenie ostro i dość szybko. Na drugim już typowo objętościowo. Świetna pogoda, śpiew ptaków - poprostu piknie. Gdyby tylko nie ten północno - wschodni wiatr to już było by super.
Calutki tydzień chorowałem, wczoraj wkurzony juz ta sytuacją (słońce siedzi a ja w domu pod kołdrą) sięgnołem po ostatnia deskę ratunku czyli czosnek. Tak mi tentno podskoczyło że leżąc miałem ponad 160 :D Ale choróbsko dzisiaj jak ręką odjął ;). Pozostał tylko lekki katarek, więc fru na rowerek po szkole. A że dzisiaj kończyłem lekcje dość wcześnie bo o 12 to miałem dużo czasu by powygrzewać kości ;) Miałem zamiar walnąć ze 120km, ale że wyglodniały byłem to juz podczas rozgrzewki osiągnołem dzisiejsze Vmax, ale o tym później. zarzuciłem na siebie krótkie spodenki, koszulkę i bluzę letnią. A że jestem straszny zmarźluch to się bałem czy aby nie zmarznę. A jednak narzuciłem od początku takie tępo że bluzę na każdej górce rozpinalem, a po nogach ciekl pot ;P. A górek na mojej trasie było parę. Pojechałem, więc tak: Świętoszyn - Milicz - Wąbnice - Wierzchowice - Czarnogoździce - Świebodów - Czarnogoździce - Wierzchowice - Krośnice - Żeleźniki - Goszcz - Żeleźniki - Krośnice - Wierzchowice - Milicz - Świętoszyn. Rozgrzewka skonczyła się niecałem 300m od domu gdy uslyszałem jadący jakieś 400m przede mną ciagnik. A że nie było to bele jaki ciągnik to dogoniłem go dopiero po 2km. I tak se jadę za samiutką przyczepa i myślę glupio: "co ja tam się będę wlekł za nim 36km/h" :D. No i to byla moja rozgrzewka :P Z milicza ruszyłem na Wierzchowice, ale przez Wąbnice. Zaiste to najdziurawsza droga koło Milicza jaką znam, ale warta odwiedzenia bo przez prawie 2,5km jest pod górke i to tak calkiem miło jak na okolice Zgnilicza. Asfalt spełnia wymogi obowiązujace w Sudetach ;)..... jedyne co wkurza to to że co jakieś 100m trzeba sprawdzać czy bidony nadal z nami jadą.... no i zjeżdząjac tematędy trzeba mocno zaciskaś zęby by je dowieść do domu ;P Później to sobie zaliczylem 3 razy wierzchowice i dwa razy fajny podjazd koło Czarnogoździc i ruszyłem na Goszcz. Czyli od Krośnic miałem piekny płaski kawałek asfaltu a w Nowej Wsi Goszczańskiej kolejny przyjemny podjazd. Jeszcze nigdy nie wjechałem pod niego nie zchodząc poniżej 30km/h. do dzis :P spowrotem już nie było tak pięknie, bo męczył mocny boczny a lekki odmordowy wiaterek, ale za to dzięki niemu ładnie się opaliłem ;). Za Żeleźnikami pożegnałem prędkości ponad 33km/h i skupiłem się na "bele by dojechać do domu" ;P Wierzchowice po raz 4 to już były Alpejskie Wierzchowice, a 22km/h na liczyniku to było niezłe osiągnięcie ;P. Zjeżdżając znowu się rozszalałem i do Milicza całkiem nieźle orałem asfalt. :p
Mykam sobie po szosie już od maja 2007r. Wczesniej przez 6 lat jeździłem po bezdrożach rowerkiem górskim, ale teraz to mi się znudziło. Wolę szybkość jazdy i dość intensywny trening. staram się jeździć conajmniej 3-4razy w tygodniu, choć traktuję to lekko. Jeżdżę przecież dla przyjemności, ale największą przyjemność sprawia mocna i szybka jazda, a to wiadomo wymaga poswięcenia i intensywnego treningu.
W roku 2008 przejechałem 11000km, mam nadzieję w tym roku uda mi się dobić do 20000km