Wrocław - Smolec - Skałka - Rakoszyce - Kąty Wrocławskie - Gniechowice - Wierzbice - Stary Śleszów - Oława - Jelcz Laskowice - Wrocław Na początku we Wrocławiu ulewa. Później od Rakoszyc do Wierzbic mżawka + śnieg. Ogólnie nieprzyjemnie, zimno i wietrznie.
Trasa: Dobra - Bc - Złotoryja - Chojnów - Chocianów - Gromadka - Krzyżowa - Bc - Dobra Do Zlotoryji wiaterek w plecy więc średnia wyszła świetna. Do Chojnowa także źle nie było. Z chojnowa do Białej pod górkę kryzys, ale za Rokitkami znowu grzałem przed siebie jak szalony. W chocianowie skończyła mi się woda, a że już późno było to otwarty sklep znalazłem dopiero w Krzyżowej. Gdybym miał wodę cały czas to myślę że wyrobiłbym się w 3h 30min. W Krasniku zaliczyłem niemiły lot nad kierownicą ale nic na szczęście mi się nie stało. Trochę jeszcze boli mnie kostka, ale mogło być dużo gorzej bo wywaliłem się przy około 40km/h. Mimo wszystko i tak jestem zadowolony z tego wyjazdu.
No to było tak. Wyjechałem z domu przed 10. W bolesławcu wwykręcił mi się support. Poszedłem do serwisu. Wymienili, ale koleś powiedział że coś tam się zpyliło i to chyba nie była miska supportu. Więc albo jakiś piasek, albo gwint w ramie. Ale przykręcili i niby się trzymało. Pojechałem więc w trasę. Nie planowałem takiej jaka wyszła. Stawiałem sobie po kolei cele i po osiągnięciu ich stawiałem nowe. Pierwszy cel to dojechanie do Świerzawy. W Proboszczowie wymyśliłem by skręcić na Bełczynę. Jest tam fajny podjazd blisko Ostrzycy: 2km z lekkim nachyleniem, akurat dla takiego cieniasa jak ja. Następny cel to była Kapela. Pojechałem więc w stronę Chrośnicy. Nigdy nie spodziewałbym się że pomiędzy Rząsnikiem a Janówikiem jest taki zajebiaszczy podjazd. Ponad 2km prawie idealnym asfaltem z całkiem mocnym nachyleniem. Miodzio Pod Kapęlę podjechałem całkiem przyjemnie i po 30sek szybkiego odpoczynku ;P zjechałem do Jeleniej G. Tam w mieście trochę się gubiłem aż znalazłem drogę w kieruku mojego kolejnego celu: przełęczy Trzcińskiej. W zeszłym roku przełęcz ta wydawała się dla mnie nie lada wyczynem, a teraz podjechałem ją na takim luzie że aż sam się sobie dziwiłem. Stukło mi tam też 100km. Kolejny cel to Kowary. Z Gruszkowa jest świetny podjazd na jakąś tam Premię Górską i na tej premi zrobiłem sobie postój. Jednak moja mapa pokazywała że od tej górki odbija jakiś boczny asfalt na wprost przecinający 3 warstwice i że ma napewno ponad 1km. Okazało się że mapa trochę mnie okłamała i było to 1,98km z 7 miejscami gdzie było ponad 30% nachylenia - to były moje najdłuższe 2km w życiu ;p. Przed każdą 30-stką zatrzymywałem się na jakieś 20-30sek ;p Dalej do Kowar i dalej na Ściegny prawie ciągle w dół. Nie miałem koncepcji jak wracać do domu, a już odczuwałem dość mocne zmęczenie. W Ściegnach jednak zrozumiałem że Szklarska Poręba i Świeradów dla mnie odpadają, więc skręciłem ja Jelenią.
W mieście zauważyłem że lewa miska w supporcie się odkręęęęcaaaaa ku%$#^!&*a ma&%((&........
dokręciłem, dojechałem do Siedlęcina i znowu postój na dokręcanie, później w Pilichowicach, Wleniu, Przed Lwówkiem, Rakowice...... - aż odechciewa się jechać. Co 7-10km muszę dokręcać support i to jeszcze z tak niewygodnej lewej strony ;/ Czyli znaczy się to koniec mojego rowerowania. Rama rocznik 89' się zużyła ;/
Trasa zupełnie przypadkowa i nie planowana. Dobra - Bolesławiec - Łąka - Kraśnik - Krzyżowa - Gromadka - Chocianów -Chojnów - Legnica - Złotoryja - Zagrodno - Grodziec - Skorzynice - Chmielno - Brunów - Lwówek Śl - Niwnice - Gościszów - Nowogrodziec - Parzyce - Kierżno - Osieczów - Dobra Miało być więcej, ale pogoda i siły mi nie dopisały. Przez pierwsze 80km do Legnicy miałem non stop silny wmordewiatr. Najgorzej było na odcinku Chojnów - Legnica gdzie przez 15km miałem taki kryzys że prędkości momentami spadaly poniżej 22km/h. Później byłem już tak padnięty, że jak otrzymałem wiaterek w plecy w stronę Złotoryi to nie miałem siły jechać powyżej 30km/h. Za Złotoryją już lepiej. Z Zagrodna do Skorzynic okropny asfalt. Momentami za Grodźcem prędkości spadały do 20km/h mimo wiatru w plecy - szkoda kół. Od Skorzynic do Lwówka prędkość 33-38km/h. Za Lwówkiem już jechało mi się cudownie. Uwielbiam takie terenki: podjazd-zjazd-podjazd-zjazd...... W Gościszowie chwila przerwy - odwiedziłem rodzinkę i napełniłem brzuch. Dzięki temu poczułem niezwykłego kopa i mimo dziur do Nowogrodźca nie schodziłem poniżej 33km/h. I chyba dzięki temu czuję lekkie bicie w tylnim kole ;/ Od Parzyc już spokojnie: 22-27km/h - rozjadz
fajnie było, choć średnia wypadła słabo zimno było
Trasa: Świętoszyn - Milicz - Lasowice - Skoroszów - Kuźniczysko - Czeszów - Zawodnia - skarszyn - Pasikurowce - Wrocław - Pasikurowice - Skarszyn - Zawodnia - Czeszów - Złotów - Bukowice -Krośnice - wierzchowice - Milicz - Świętoszyn do wrocka cały czas wmordewiatr Dzisiaj wybrałem sie do wrocka załatwić pewną sprawę. Musiałem znaleźć serwis fotograficzny i jechałem można by tak powiedzieć 'w ciemno'. I Bez problemu trafiłem. Potem powłuczyłem się troszke po Wrocku. Zajechałem do rowerowego i kupiłem sobie wreszcie jakieś porządne ciepłe rękawice
W drodze powotnej postanowiłem torche wydłuzyć sobie drogę i w Czeszowie odbiłem w stronę Bukowic. Kawałem przed wioską dobiłem do 110km i wtedy zaczeły się moje problemy. Ogólne osłabienie, a przed miliczem nawet skurcze. Piłem ciągle wodę z Carbo i niby nie powinienem mieć takich problemów bo ono zawiera wszystkie prawie witaminki i minerały. Pod Wierchowice myślałem że nie dam radę wjechać. Ale jakoś się podczolgałem pod tą góreckę a później do samego milicza ju dawałem radę. Pod domem jak podniosłem lewą nogę żeby zsiąść z roweru to taki mnie skurcz złapał że przez 3min nie wiedziałem co ze soba zrobić ;/
Dzisiaj pojechałem trasą zbliżającego się wielkimi krokami Maratonu Trzebnickiego. Po drodze mijało mnie dużo grupek kolarzy, niestety wszyscy jechali w przeciwną stronę, więc na całej trasie jechałem sam.
Mykam sobie po szosie już od maja 2007r. Wczesniej przez 6 lat jeździłem po bezdrożach rowerkiem górskim, ale teraz to mi się znudziło. Wolę szybkość jazdy i dość intensywny trening. staram się jeździć conajmniej 3-4razy w tygodniu, choć traktuję to lekko. Jeżdżę przecież dla przyjemności, ale największą przyjemność sprawia mocna i szybka jazda, a to wiadomo wymaga poswięcenia i intensywnego treningu.
W roku 2008 przejechałem 11000km, mam nadzieję w tym roku uda mi się dobić do 20000km