dwuosobaowa, dwudniowa, weekendowa pielgrzymka na Jasną Górę. W sobote jechaliśmy, a dzisiaj czyli w niedzielę odpoczywaliśmy. Powróciliśmy autobusem. Trasa: Bolesławiec - Chojnów - Legnica - Ujazd Górny - Kostomłoty - Kąty Wrocławskie - Gaj Oławski - Brzeg - Popielowice - Dobrzeń Wielki - Kup - Jełowa - Brynica - Olesno - Przystajń - Częstochowa
Wyjechaliśmy już z samego rana. Przed 6 grzaliśmy juz dość ostro za Bolesławcem. Musiałem hamować kolegę bo 35-38km/h jak na rozgrzewkę to chyba zdeczka za dużo ;0 O 7:10 byliśmy już za Legnicą. Tempo było całkiem ostre i w Ujeździe zatrzymaliśmy się na cy minuty uzupełnić płyny. Kolejny już dłuyższy postój, bo około 10min był za Kontami Wrocławskimi (jutro będą zdjęcia). Do Gaju Oławskiego nadal z licznika rzadko mieliśmy prędkości mniejsze niż 30km/h. Za GAjem zaczeło jednak dość mocno wmordewiać, więc jechaliśmy już nieco wolniej z częstymi zmianami (wcześniej ja jechałem na kole kolegi bo jest znacznie mocniejszy ode mnie). Mimo wiatru w Brzegu po 150km jazdy mieliśmy czas 4h40min ;). W brzegu obiadek i naleśniczki. Niby coś tam zjadłem, ale sił więcej nie poczułem. Jechałem już dalej na skraju zmęczenia. Za Dobrzeniem opadłem już zupelnie z sił i jechaliśmy 22-23km. TAk sie zapatrzeliśmy w asfalt że nie zjechaliśmy na ścieżkę rowerową, a później to już nam się nie chciało. Przed wioską Kup, zatrzymała nas policja kochana pod zarzutem jazdy obok siebie po głównej drodze wzdłuż drogi rowerowej ( :) ) Milutko ;) Puścili nas jednak gdy usłyszeli że jedziemy z Bolesławca, mamy już ponad 200km w nogach i planujemy jeszcze setke dzisiaj walnąć ;)
Dalej za Kupem (kupą może - ludzie to mają pomysly na nazwy :P ) zatrzymaliśmy się w lasku i poleżeliśmy dłuższą chwilkę ;) - to już był totalny kryzys. W Bynicy zjedliśmy podwieczorek - godzina 17. Do Olesna nawet nie wiem jak się doczłapaliśmy, ale w Oleśnie, na 50km przed celem dostaliśmy jakieś takiego cudownego powera. Zrobiło się już lekko chłodniej i przestało wiać. Tak ze do Truskolasów ja jechałem pierwszy prędkościami 29-33km/h, a od Truskolasów do Częstochowy prowadził kolega 33-35km/h. W Gorzelni przed samym miastem przyśpieszyliśmy do około 40km/h i nie wiadomo skąd grzaliśmy tak już do samego końca - widać siła woli i Ktoś u góry tu pomógł ;)
Planołem wracać w niedzielę rowerkiem. Ale uznaliśmy że wyjazd znowu o 6 i wystawienie się na ostre słońce nie było by mądrym posunięciem. A po za tym przyjechaliśmy z intencjami, a nie na maraton ;)
Dawno juz nie pisałem bo mi się nawet na bikestatsa zaglądać nie chciało. Praca - sen to ostatnio moje jedyne zajęcia po za dojazdami do pracy i weekendowymi wypadami z kumplem który kupił sobie niedawno nową szosówkę. Z tym właśnie kolegom dzisiaj szalałem na trasie: Bolesławiec - Lwówek Śl - Płóczki - Gradówek - Niwnice - Gościszów - Wolbromów - Ubocze - Gryfów Śląski - Złotniki Lubańskie - Czocha - Leśna - Świecie - Giełbutów - Brzeziniec - Mirsk - Świeradów Zdrój - Szklarska Poręba - Piechowice - Michałowice - Jagniątków - Sosnówka - Karpacz - Mysłakowice - Jelenia Góra - Podgórki - Lubiechowa - Sokołowiec - Pielgrzymka - Zagrodno - Bolesławiec
z domku wyjechałem przed 6 rano. Z kumplem spotkalismy się po 6. Do Lwówka szło spokojnie jeśli mozna nazwać spokojną jazdę z Piotrkiem. Facet ma ostro pary w nogach i nowiutki rowerek. Za Wolbromowem mój złom nawalił pierwszy raz: linka przedniej przezutki się urwała i nie mogłem wrzucić dużej tarczy na której tak świetnie zawsze mi się podjeżdzało. Dalej było znowu milutko. W Świeradowie dłuższy postój: 15min. Jakis tam wyścig sie odbywał na mtb, a my pojechaliśmy dalej. Podjazd pod zakręt śmieci dał w kość już mocno. Pierwsza połowa to całkiem ostra górka a później już spokojnie można kręcić około 30km/h. Na zakręcie śmierci kolejne 15min odpoczynku. Najbardziej dał mi w kość kolejny podjazd do Michalowic z Piechowic. Od tego czasu już byłem jakis taki przybity. Do Karpacza było jeszcze gorzej 12-14km/h pod góre i przez kapracz wyprzedzaliśmy samochody jadące 50km/h ;D - fajne uczucie. Kolega choć mocny to w Karpaczu juz wymiekł i nie chciał komtynuować naszej planowanej trasy. Namówiłem go ostatecznie by nie wracać przez Wleń, a pojechać na Podgórki na przełęcz Widok. Ciężko mi było, ale zgodził się. Wyszło na to że on podjechał tam ze średnią około 25km/h a ja turlałem się 10km/h i odpoczywałem po drodze 3 razy ;/ - masakra. W lubiechowej do bidonu wlałem zamiast wody mleko i miałem natychmiastowy efekt. Do domu nie zchodzilo mi 30km/h mimo że byłem już nieźle wypalony.
Przepraszam za wszelkie błędy, ale jestem tak zmęczony że nie mam sily zastanawiać się nad sensem tego co piszę ;)
Mykam sobie po szosie już od maja 2007r. Wczesniej przez 6 lat jeździłem po bezdrożach rowerkiem górskim, ale teraz to mi się znudziło. Wolę szybkość jazdy i dość intensywny trening. staram się jeździć conajmniej 3-4razy w tygodniu, choć traktuję to lekko. Jeżdżę przecież dla przyjemności, ale największą przyjemność sprawia mocna i szybka jazda, a to wiadomo wymaga poswięcenia i intensywnego treningu.
W roku 2008 przejechałem 11000km, mam nadzieję w tym roku uda mi się dobić do 20000km